Alcazaba #Malaga2018

17:45 ohrainyday 1 Comments

Dużo o Alcazabie, pisałam rok temu w tym poście KLIK. Więc nie będę się powtarzać, że miejsce jest warte odwiedzenia. Że te widoki na oświetlone śródziemnomorskim słońcem (w październiku równie mocno!) dachy miasta, port i La Farola, oraz okalające je góry są obłędne. Że te drzewka pomarańczowe i palmy, które wśród kamiennych murów cytadeli rosną sobie jak u nas jabłonki i takie rzeczy dzieją się w październiku, ba! - w grudniu też, a ciągle jesteśmy w Europie. To jest po prostu czad. 



Wstęp w niedzielę po południu (idealnie, bo celujemy w złote godziny) jest darmowy - chociaż wtedy darmowo obserwujemy też wielkie tłumy. Poza niedzielą i tak nie zapłacimy dużo, więc nie ma co się zastanawiać. Tym razem skorzystałam z obydwu opcji, raz z naburmuszoną Blanką, która wyjątkowo miała muchy w nosie a raz całkiem sama (z tym tłumem za to ;) Udało mi się nawet dojść do miejsca, w które nigdy wcześniej nie dotarliśmy, wypić w tym czasie z dwa litry wody (niegazowanej, czym sama się zdziwiłam bo nie znoszę tej "kranówy"), opalić ramiona (październik!) i wdepnąć (sandałki, sic!) w gigantyczne mrowisko - przyznaję, dawno mi się to nie przydarzyło. 

Teraz tak sobie myślę, że nawet jakbym musiała wdepnąć i w trzy mrowiska, żeby się tam znaleźć, zgodziłabym się od razu. No przecież!




































































1 komentarz:

  1. Z każdym kolejnym wpisem z Malagi, jest mi żal, że wyszło jak wyszło, ale te piękne zdjęcia dają mi dużo przyjemności.Ważne, że Wy byliście zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń